23 października 2011

Pat Martino - Nightwings


Tą płytę zabrałem ze sobą do samochodu bardzo wczesnym porankiem w niedzielę, 16 października. Drogę z Warszawy do Bydgoszczy znam właściwie na pamięć. W związku z tym jazda zwykle nieznośnie się dłuży. Tym razem było inaczej. Z tą płytą, której wysłuchałem po drodze kilka razy z małymi przerwami na rozmowy przez telefon i radiowe wiadomości czas płynie inaczej. Już wkrótce miałem przekonać się dlaczego. Pat Martino jest szczęśliwym i spełnionym człowiekiem. Zawsze słyszałem to na płytach i na koncertach. Wkrótce miałem się o tym przekonać osobiście spełniając jedno z dziennikarkich marzeń. Nasza rozmowa trwała ponad godzinę, a jej skrót przeczytacie już wkrótce w JazzPRESSie.

Ta płyta to jedna z najlepszych sekcji rytmicznych z jakimi grał Pat Martino. Tandem złożony z Billa Stewarta (perkusja) i Marca Johnsona (kontrabas i gitara basowa) wydaje się być idealny dla natchnionych gitarowych improwizacji. Większość płyt Pata Martino obywa się bez udziału kontrabasisty, którego rolę przejmują muzycy grający na organach Hammonda. To dość częsta formuła gitarowego trio – gitara z perkusją i organami. Pod tym względem „Nightwings” to album dla Pata Martino nietypowy. To nie tylko udział kontrabasisty, ale też świetnie znajdujący swoje miejsce w kompozycjach Pata napisanych specjalnie na tą sesję saksofonista Bob Kenmotsu.

„Nightwings” to wyśmienite kompozycje. To także jedna z tych płyt, na których Pat Martino jest liderem zespołu, kompozytorem, który przeprowadza swoich muzycznych towarzyszy przez rafy własnych utworów. Nie spodziewajcie się więc po tej płycie gitarowych fajerwerków. Jeśli policzyć solówki i ich długość, to na tej płycie jest ich być może najmniej z jego wszystkich płyt, a zaliczając się do fanów gitarzysty mam pełną kolekcję…

Dla mnie ta płyta to przede wszystkim najpiękniejsza melodia, jaką Pat Martino kiedykolwiek napisał. „Portrait” – muzyczny portret pierwszej żony Pata Martino, teraz już wiem, że napisał to dla niej z pierwszej ręki. Musiałem o to zapytać. To melodia wybitna, którą można postawić w jednym szeregu z takimi przebojami jazzowymi jak „Moanin’”, „The Sidewinder”, czy „Cantaloupe Island”…

Gdybym już koniecznie musiał coś tej płycie zarzucić – to fortepianowe intro do „Villa Hermosa” w wykonaniu Jamesa Ridla nie dorównuje poziomowi całości. To najsłabszy moment płyty. Jednak sam pianista w dalszych fragmentach tego utworu i we wszystkich innych kompozycjach wypada wyśmienicie. Te 2 minuty solowego intro, to było dla niego za dużo wolnej przestrzeni.

Poza tym to płyta doskonała, wybitna, choć w przypadku Pata Martino nie potrafię być do końca obiektywny. Dziś z żalem odstawiłem ją na półkę. Spędziłem z nią tydzień. Była ze mną w Bydgoszczy, jeździła w warszawskich korkach. Słuchałem jej rano i wieczorem, będąc w czasem skrajnie różnych nastrojach. Zawsze pomagała i zawsze mi się podobała. Znam ją od 1994 roku… teraz jest tak samo dobra jak wtedy.

Aha i jeszcze jedno... Od dziś Amazon zaczął wysyłać nową płytę Pata - „Undeniable". Do mnie już jedzie...

Pat Martino
Nightwings
Format: CD
Wytwórnia: Muse
Numer: 016565555220

Brak komentarzy: